sobota, 20 lutego 2016

Szybkainformacja

Zmieniłam konto, z którego będę dodawać posty. Czemu? Niedługo się dowiecie, ponieważ szykuję pewną niespodzienkę. :)
Miłego wieczoru!

8

Jak zwykle, zapraszam do gwiazdkowania (wersja na wattpadzie) i komentowania. :)
Chciałabym przy okazji podziękować za tyle komentarzy (zwłaszcza na blogspocie, nagle dostałam ich bardzo dużo!) i życzę miłego czytania. :)
*
Miała dość.
Remus został przetransportowany do Szpitala Świętego Munga. Uzdrowiciele twierdzili, że trucizna zdążyła zaatakować większość jego ciała i narządów, ale na szczęście nie dotarła jeszcze do mózgu.
Niestety zgodzili się też, że jeżeli szybko nie znajdą antidotum, najprawdopodobniej zginie w przeciągu kilku godzin.
Tonks obarczała się winą i nie mogła znieść tego, że nie domyśliła się pułapki. Fia uciekła zaraz po otrzymaniu informacji o stanie zdrowia Lupina.
- Niestety jako stary człowiek staję się coraz bardziej omylny – rzekł Dumbledore tego samego wieczoru. – Oczywistym jest, że ich celem od początku było zaatakowanie Remusa. Chcieli wyeliminować potencjalnego wilkołaczego szpiega, który mógłby przekazać informacje Zakonowi. Dowiedzieli się, że zamierzaliśmy wysłać go na zwiady do kwatery wilkołaków.
*
Wieczorem starała się przestać myśleć o tym, co wydarzyło się zaledwie kilka godzin wcześniej. Potrzebowała rozmowy jak nigdy wcześniej, cisza zaczęła ją przygniatać i doprowadzać do szału.
Zamknęła oczy.
Wyobraziła sobie łąkę gdzieś u podnóży wysokich gór. Dookoła pasły się leśne zwierzęta; sarny, zające, wielkie jelenie. Nad jej głową raz po raz przelatywały rozśpiewane ptaki. Zielona trawa łaskotała ją po stopach, a przyjemny wiosenny wietrzyk otulał jej twarz. Kilka chrząszczy uparcie próbowało przewrócić się z pleców z powrotem na brzuch, co wywołało uśmiech na jej twarzy. Cztery jelonki wesoło hasały obok swoich mam.
Nagle jednak wszystkie zwierzęta zamarły i skupiły się w grupach. Z lasu wyszedł spokojnym krokiem wilk. Miał piękne błyszczące futro i połyskujące brązowe oczy. Zatrzymał się przy stadzie zajęcy, ale bynajmniej nie z zamiarem zjedzenia ich. Po chwili zwrócił swój podłużny pysk ku chmurom, które spowiły niebo i głośno zawył, wprowadzając zamęt wśród wszystkich zwierząt.
Jelenie i sarny pognały w las, zające schowały się w norce, a wszystkie owady i pająki zagrzebały się w ziemi. Tylko Tonks ciągle stała w miejscu.
Wilk podszedł do niej, warcząc i szczerząc wszystkie zęby. Zaczął szczekać i przygotowywać się do skoku, ale dziewczyna ciągle pozostawała niewzruszona. Wtem coś innego przykuło jego uwagę. Dzięcioł na czubku drzewa stojącego obok zaczął głośno stukotać o pień, nie pozwalając na skupienie myśli. Hałas stawał się coraz głośniejszy i spłoszony wilk uciekł z powrotem w głąb lasu. Tonks czuła, jakby jej głowa miała zostać rozsadzona, ponieważ dźwięk był coraz bardziej uciążliwy.
I wtedy otworzyła oczy, ale ten okropny stukot wcale nie tracił na sile. Gwałtownie wstała, próbując zlokalizować jego źródło.
W tym samym momencie ktoś mocno popchnął ją na kanapę.
Przed jej oczami ukazała się twarz Fii, ale nie wyglądała już tak pewnie siebie i beztrosko jak ostatnio.
- Zdrajczyni! – wrzasnęła Tonks. – Zaraz zawiadomię Dumbledore’a, czekaj tylko.
Ale dziewczyna tylko głośno się zaśmiała i wycelowała w nią różdżką.
- Nie zrobisz tego – warknęła. – Przyszłam tutaj tylko i wyłącznie dla twojego dobra. Mam informacje dla Zakonu i jestem pewna, że przydadzą się wam w przebudzeniu Lupina.
Tonks spojrzała na nią z pogardą, ale nie przerwała jej.
- Pierwszą sprawą jest to, że to nie ja zdradziłam, a śmierciożercy dowiedzieli się skądś o zdradzie wobec nich. Dlatego właśnie pozwolili mi zabrać tę mapę i wam ją przekazać – powiedziała z przekąsem. – Nie chciałam śmierci Lupina. Musicie mi uwierzyć.
- Jasne, ot tak mamy ci uwierzyć – zaśmiała się Tonks. – Żebyś znowu zrobiła nas w bambuko i dała nam nową mapę, która może tym razem doprowadzi do śmierci Dumbledore’a, co?
- Tę kwestię i tak załatwię bezpośrednio z Dumbledore’em, nie po to tu jestem – odrzekła wymijająco. – Jest tylko jedno antidotum na całym świecie. A ja mam przepis, który mogę wam oddać, ale tylko pod jednym warunkiem.
- Jakim?
- Zlecicie misję odzyskania moich łusek. Tylko jeśli mi to obiecacie, oddam wam recepturę.
- Nie rozumiem, o co chodzi – westchnęła zrezygnowana Tonks. – Nie mam bladego pojęcia, o jakich łuskach mówisz. I nie rozumiem, dlaczego przyszłaś akurat do mnie.
- Znam cię najlepiej spośród całego Zakonu. Wiedziałam, że nie rzucisz we mnie jakimś okropnym zaklęciem od razu, gdy się tu pojawię – powiedziała cicho. – Jedyne, czego oczekuję to przekazanie tego, co powiedziałam reszcie. Skontaktuj się ze mną przez lusterko dwukierunkowe, jeśli Dumbledore postanowi współpracować. Wtedy pojawię się w Kwaterze Głównej.
- Ale…
- Nie. Żadnego ale – pokręciła głową. – Do zobaczenia. Oby w Kwaterze Głównej.
Już zamierzała wyjść, ale jeszcze odwróciła się na chwilę w stronę Tonks.
- I, swoją drogą, lepiej zadbaj o siebie. Jeszcze nie widziałam u ciebie tego koloru, ale zdecydowanie nie pasuje.
Powiedziawszy to, obróciła się wokół własnej osi i teleportowała się do tylko sobie znanego miejsca.
Tonks zamrugała kilkakrotnie, analizując wydarzenia sprzed chwili.
Włożyła rękę w swoje włosy i poczochrała je, zastanawiając się, o co mogło Fii chodzić. Podeszła więc do lustra i otworzyła szerzej oczy ze zdziwienia.
Jej włosy były obrzydliwego mysiego koloru, a co gorsza, żadną siłą nie potrafiła go zmienić.

poniedziałek, 15 lutego 2016

7

Przybywam z nowym rozdziałem!
Jak zwykle zapraszam Was do komentowania i gwiazdkowania (w wersji na Wattpadzie). Miłego czytania!
*
- Molly, gdybym ja tylko rozumiała o co, do cholery, chodzi.
- Masz szczęście, że dzieci nie ma obok, jeszcze by wyłapały te okropne słówka i używały ich w szkole.
Tonks oparła się o blat stołu kuchennego w Norze. Przyjechała tam z samego rana, ponieważ Molly została wyznaczona jako koordynatorka misji Remusa, która miała odbyć się już za kilka godzin.
- Skąd możemy mieć pewność, że Fia jest dobra? – prychnęła. – Nie mamy żadnych dowodów.
- Na Severusa też, moja droga – pani Weasley uśmiechnęła się bezradnie. – Tylko jeden Dumbledore wie o wszystkim, a skoro on im ufa, to my też musimy.
- Problem w tym, że Snape’owi wcale nie ufam bardziej – Tonks wykrzywiła wargi w grymasie. – Myślę, że wszystko mamy gotowe.
- Czy Remus wybrał już kogoś, kto będzie mu towarzyszył?
- Właściwie przypadkowo to ja stałam się tą osobą – wzruszyła ramionami dziewczyna. – Fia powiedziała nam obydwojgu tajemnicę mapy, a nie sądzę, żeby dobrym pomysłem było wtajemniczanie jeszcze więcej osób.
- Oczywiście.
Nagle przed domem rozległ się huk, który natychmiast odwrócił uwagę kobiet od rozmowy.
- To Remus. Myślę, że możemy już iść – powiedziała Tonks. – Przekaż Dumbledore’owi, że zaczynamy.
*
Szli pustą drogą oświetloną niemalże wygasłymi latarniami. Brudne samochody stały bez ruchu w kilku rzędach, zabierając pieszym chodnik. Kilka szczurów przebiegło pod zastygłymi kołami, uciekając przed bezdomnym kotem.
W końcu bez słowa zatrzymali się pod wieżowcem. Wyjątkowo starym – widoczne były powybijane okna, zaledwie w kilku mieszkaniach można było dostrzec jakiekolwiek oznaki życia. Gdzieniegdzie wypłowiałe zasłony skutecznie nie pozwalały nikomu zobaczyć, co się dzieje wewnątrz pomieszczeń.
Z oddali dobiegł donośny szczek psów, a zaraz po tym pojedynczy odgłos klaksonu. Tonks wzdrygnęła się.
- Co to w ogóle jest za miejsce? – dziewczyna zamrugała.
- Neukölln, taka dzielnica w Berlinie – odparł cicho Remus. – Wyjątkowo nieprzyjazna.
- Dlaczego wybrali akurat to miejsce?
- Niewielu się tutaj zapuszcza. Podejrzewam, że teraz śmierciożercy układają plan przekonania wilkołaków do idei Voldemorta. Musieli na ten czas ukryć gdzieś eliksir. Ciągle jednak nie rozumiem, dlaczego wybrali biedną dzielnicę oddaloną kilkaset kilometrów od Londynu.
- Czy nie prostsze byłoby schowanie tego eliksiru gdzieś u Malfoyów? Albo u Bellatriks?
- W rzeczy samej, to byłoby o wiele prostsze i z całą pewnością o wiele bezpieczniejsze.
Tonks włożyła dłonie do kieszeni i zamyśliła się. Cała ta sytuacja wydawała się jej zdecydowanie zbyt dziwna.
- A co wiemy o zaklęciach ochronnych?
- Niewiele. Właściwie dysponujemy tylko mapą.
- Remusie, mogę o coś spytać?
- Mam wrażenie, że robisz to już od dobrych kilku minut, ale strzelaj. Tylko nie dosłownie, strzelanie zostawmy śmierciożercom – uśmiechnął się.
- Wczoraj, gdy weszłam tam na górę, a ty rozmawiałeś z Fią – zawahała się przez chwilę. – Za tobą był obraz Syriusza.
Remus zesztywniał.
- To jest nieistotne.
- Ale...
- Powiedziałem. To jest – jego twarz poczerwieniała. – To jest nieistotne. Jesteśmy na miejscu.
Tonks zamrugała kilka razy i skinęła głową.
Stali przed wejściem do obskurnej kamienicy. Odrapane drzwi były nieznacznie uchylone, dookoła było słychać jedynie ciszę.
Remus popatrzył jej w oczy. Uleciała z niego cała złość. – Wchodzimy – szepnął.
Wewnątrz panował półmrok. Pojedyncze promienie światła sączyły się przez brudne okno. Jedynym meblem w opustoszałej kawalerce było przewrócone krzesło pokryte kurzem.
- Remus Lupin – zza drzwi rozległ się czyjś obrzydliwy rechot. – Wiedziałem, że jeszcze się zobaczymy.
Fenrir Greyback wszedł do środka z obleśnym uśmiechem na twarzy.
- Powinienem nazywać cię swoim synem? Czy jakoś tak? Chociaż forma ,,tatusiu’’ z twoich ust brzmiałaby nieco zbereźnie – wyszczerzył swoje żółte kły.
- Czego tu szukasz? – Tonks ruszyła do przodu, wyciągając różdżkę przed siebie.
- Tego, co wy, rzecz jasna. Chociaż nie. Ja już to mam – wyciągnął z kieszeni małą paczuszkę i podrzucił ją do góry. – Hej, Lupin, a ta panienka jest wolna? Ostatnio okropnie się nudzę.
- Odejdź! – krzyknął Remus i rzucił się w stronę mężczyzny. – Expelliarmus!
Greyback zrobił zwinny unik i z powrotem schował pakunek. Wysunął pazury i szybkim krokiem ruszył w ich stronę.
Accio paczka! – wrzasnęła Tonks i po chwili trzymała paczuszkę w ręce.
- Dziękuję – powiedział Greyback i rechocząc, teleportował się.
Paczuszka zaczęła się trząść, a jej temperatura rosnąć. Dziewczyna pisnęła i upuściła ją na podłogę. O dziwo, nie usłyszała huku, jakiego się spodziewała, a tylko ciche tąpnięcie.
I wtedy zrozumiała, jaki błąd popełnili.
Opakowanie rozerwało się, a ze środka zaczął ulatniać się zielony gaz o obrzydliwym zapachu zgniłych jaj i kociego moczu.
- Remusie, uciekaj! Uciekaj stąd jak najszybciej!
I wtedy Remus upadł na ziemię bez świadomości, otumaniony najmocniejszą trucizną na wilkołaki – spylonym srebrem zmieszanym ze spalonymi liśćmi tojadu.

niedziela, 7 lutego 2016

6

Na wstępie chciałabym przeprosić za taką długą nieobecność, miałam naprawdę bardzo zakręcony czas i ledwo łapałam w tym wszystkim oddech.
Cóż mogę powiedzieć; jeśli chcecie dowiedzieć się czegoś więcej o nowej bohaterce, zajrzyjcie do zakładki POSTACIE.
Zapraszam także do komentowania, ostatnio bardzo miło mnie zaskoczyliście! :) 
*
- Wiersze zdecydowanie nie są dla mnie – mruknęła Tonks, obracając zeszyt w dłoniach.
- Przecież ostatnio napisałaś coś ciekawego, pamiętasz? To o śmierci – odrzekł Remus, nie wychylając nosa zza książki.
- Blefowałam – uśmiechnęła się krzywo. – Przeczytałam to kiedyś w jednym z tomików ojca.
Remus zaśmiał się pod nosem. To było do przewidzenia.
Bardzo polubił te ich spotkania, widział, że w pewien sposób pomagały one Tonks stać się doroślejszą. Po chwili namysłu stwierdził, że jemu nawet bardziej. Wpuścił kogoś do swojej strefy, co dotychczas było nie do pomyślenia.
- Wiesz, chyba będę musiała już iść – ruszyła się powoli z miejsca. – Muszę zrobić sprawozdanie dla Moody’ego. Ale wpadnę niedługo.
Lupin kiwnął głową i uśmiechnął się.
*
Tonks miała dość. Siedziała w papierach już od kilku godzin, a nie doszła nawet do połowy. Złapała się za głowę i przerzuciła wypełnioną część papierów na drugą stertę. Miała serdecznie dość.
*
- Syriuszu, mam wrażenie, że ostatnio wszystko idzie zbyt dobrze – Remus zagryzł wargę, wpatrując się w obraz wiszący na ścianie.
- Zdecydowanie nie idzie, skoro ciągle przesiadujesz tu i ze mną rozmawiasz – przewrócił oczami.
- Nie rozumiesz – pokręcił głową. – Nie ma żadnych problemów. Oczywiście poza tym wywarem tojadowym, ale z tym jakoś już się pogodziłem. Nie było żadnych zaginionych, brutalnych morderstw ani zawalonych mostów. Ciężko jest mi to zrozumieć.
Syriusz zmarszczył czoło. – Rzeczywiście nieco niepokojące.
- Myślę, że oni coś planują. Albo werbują nowych śmierciożerców.
- Nie wiem. Niestety nie jestem prawdziwym Syriuszem i nie mam jego głowy pełnej pomysłów i genialnych myśli, no cóż.
Remus spochmurniał. Zapomniał o tym. Naprawdę o tym zapomniał i dał się ponieść iluzji. Pozwolił sobie uwierzyć przez ten moment, że rozmawia z prawdziwym Syriuszem. Westchnął głęboko i usiadł przy ścianie naprzeciwko obrazu.
- Brakuje mi go, ciebie, tego prawdziwego – szepnął, wpatrując się w płótno.
- Wiem.
- Gdyby był jakiś sposób, nadzieja, cokolwiek, co mogłoby sprowadzić go z powrotem...
- To chyba niemożliwe – obok rozległ się czyjś cichy głos.
*
Tonks poszła do mieszkania Remusa, ponieważ miała już dość uzupełniania tych cholernych raportów. Albo po prostu liczyła na to, że on weźmie część z nich na siebie i uwolni ją od roboty.
Dzień wcześniej umówili się, że nie będzie musiała pukać do drzwi, tylko po prostu wchodzić, więc pamiętając to, właśnie tak zrobiła.
Rozejrzawszy się po mieszkaniu, doszła do wniosku, że w środku nikogo nie ma. Tylko kurz unosił się gdzieniegdzie, ale poza nim było kompletnie pusto.
Zdziwiła się nieco. Postanowiła opuścić mieszkanie, ale gdy już stała przy drzwiach coś ją powstrzymało. Z góry usłyszała dwa głosy. Jeden należał do Remusa, ale drugi pozostawał dla niej niezidentyfikowany, chociaż miała wrażenie, że skądś go zna.
- Remusie, musisz mnie wysłuchać.
- Zostaw mnie, Fio.
Fia. FIA. F I A. Cholerna Fia Haynes. Rozpoznała jej głos. Pobiegła czym prędzej na górę.
Widok, który tam zastała był naprawdę bardzo, bardzo dziwny.
Otóż Fia Haynes, jej rudowłosa eksprzyjaciółka z hogwarckiego dormitorium stała naprzeciwko Remusa, który znowuż próbował zasłonić obraz przedstawiający Syriusza Blacka.
- Tonks – dziewczyna uśmiechnęła się szeroko. – Widzę, że nie tylko ja mam dzisiaj sprawę do Remusa.
Tonks wmurowało.
- Co ty tu robisz?
- Dumbledore mnie przysłał. Właściwie to myślę, że ty też możesz posłuchać, Nimfadoro – dziewczyna oparła się o ścianę i wyciągnęła zwitek pergaminu. – Ten pergamin to mapa. Działa na podobnej zasadzie jak Mapa Huncwotów, której tajemnicę Syriusz zdążył wyjawić przed śmiercią. Hasło to poprowadź mnie tam, gdzie spoczywa magia. Jest jeszcze szansa, żeby odbić zapasy wywaru tojadowego, śmierciożercy jeszcze nie przekazali ich wilkołakom.
Dziewczyna rzuciła pergamin Remusowi i szybkim krokiem ruszyła w stronę drzwi.
- Fia? – Tonks złapała ją za ramię. – Dlaczego nam pomagasz?
- Śmierciożercy zabrali i zniszczyli coś, co należy do mnie i Dumbledore wie, że to było dla mnie zbyt cenne, żeby im to wybaczyć i wrócić do ich szeregów.
- Ale...
- Myślę, że jeszcze się spotkamy – powiedziała i wyszła, pozostawiając Tonks i Remusa ze zdziwieniem wypisanym na ich twarzach.