czwartek, 7 kwietnia 2016

12

Fred i George nie zdążyli nawet rozejrzeć się po kuchni, ponieważ zanim zauważyli, że w końcu wylądowali w domu, Molly chwyciła ich w ramiona i głośno łkała, tuląc ich do siebie.
- F-Freddie, G-Georgie, tak się b-bałam, że j-już nie w-wrócicie! – wybuchnęła, po czym łzy pokryły całą jej twarz.
- Mamo, no już – powiedział z uśmiechem Fred. – Wróciliśmy i wszystko jest w porządku.
Pani Weasley kiwnęła głową i odwróciła się w stronę reszty.
- Dziękuję, że nie pozwoliliście im umrzeć – otarła łzy i pociągnęła nosem. – Co z Evanną? Co się jej stało?
- Nie wiemy. Było ciemno, wilkołaki coś jej zrobiły – wychrypiał Moody. – Musimy przewieść ją do Munga.
Tonks zamrugała. – Jak to do Munga? Przecież nie możemy im powiedzieć o okolicznościach, w jakich to wszystko się stało, a na pewno będą pytać.
- Pieprzyć to. Piszcie do Dumbledore’a. I tak ma nam chyba dużo do opowiedzenia. Koniec tych cholernych tajemnic.
- A co z... tym? – szepnęła Tonks, unosząc dłoń z sakiewką wypełnioną połyskującymi przedmiotami. – Ten wilkołak mi to dał...
- Nic nie zrobimy, dopóki Dumbledore się tutaj nie pojawi – warknął Szalonooki. – A teraz może byśmy coś zjedli. Konam z głodu.
Tak też zrobili, chociaż Tonks nie miała za bardzo apetytu.
*
- Panie Lupin! – krzyknęła przerażona uzdrowicielka, widząc roztłuczone okno i pacjenta leżącego na łóżku – był cały we krwi.
- T-taak? – spytał ospale. – Chciałbym spać. Może mi pani dać jeeeszcze – ziewnął – piętnaście minut?
- Mary, chodź tutaj! – pisnęła, wystawiając głowę na korytarz. – Musimy coś z nim zrobić. Chyba wybrał się w nocy na mały spacer.
Rzeczona Mary weszła do pokoju i spojrzała z pogardą w oczach na wykrawiającego się Remusa. – Cholerne wilkołaki. Same z nimi problemy.
A Remus już wiedział, że na pewno nie pozwolą mu się wyspać.
*
Dochodziła dziewiąta, gdy wysoki siwowłosy staruszek pojawił się przy drzwiach Nory. Miał na sobie zabawne szpiczaste buty i fioletową szatę, której nie nosił podczas roku szkolnego.
- Dzień dobry, Molly, Arturze.
- Albusie, najwyższy czas! – powiedział Moody. – Mamy dla ciebie całkiem ciekawy raport dotyczący naszej misji. Ale najpierw trzeba coś zrobić z tą tutaj – potrząsnął Evanną leżącą w jego ramionach.
Dumbledore postanowił odesłać Evannę do pani Pomfrey, której ufał w kwestiach zdrowotnych bezgranicznie.
Usiedli na miękkich pufach i Moody zaczął opowiadać; Molly co chwila zakrywała usta dłonią, Artur ściskał jej wolną rękę. Dumbledore jedynie kiwał głową, co jakiś czas wsuwając do buzi cytrynowego dropsa.
- Masz rację, Alastorze. Nie możemy dłużej ukrywać przed wami faktów. Fia Haynes zgodziła się ujawnić swoją tajemnicę, niestety sama nie chciała tego zrobić, więc postaram się opowiedzieć to wszystko w jak najbardziej zbliżony prawdzie sposób – rzekł Dumbledore. – Otóż misja została wykonana. Rzecz, po którą się wybieraliście znajduje się w tej sakiewce – wskazał przedmiot spoczywający na kolanach Tonks. – Oto wielkie łuski Fii, o które było tyle zachodu.
- Czy to dzięki nim wilkołaki pozostawały w ludzkiej formie?
- Doskonale, George. Łuski te mają ogromną moc, są jedyne w swoim rodzaju. Leczą nawet na odległość; co więcej, leczą nawet schorzenia absolutnie nieuleczalne. Łuski te jednak działają wyłącznie, gdy jest się w ich pobliżu. Ich magiczna moc kończy się w momencie oddalenia się od nich na nieznaną nam odległość. Jest jednak jeden kruczek. Gdyby ich prawdziwy właściciel, czyli druid zrobił z nich miksturę, można by się nią leczyć przy każdej pełni, gdziekolwiek by się nie było. A jeśli dodano by do tego wywaru tojadowego, wystarczyłby jeden łyk na całkowite ozdrowienie.
- Ale... potrzebny jest druid, tak? – spytał Fred.
- Tak, dokładnie! Niewielu zostało już na ziemi druidów. Ich moc przechodzi z jednego na drugiego tylko i wyłącznie w czystej linii. Tylko dziecko dwóch druidów otrzyma moce swoich rodziców. Kiedyś było ich bardzo wielu, teraz pozostało może kilkudziesięciu. W tej niewielkiej liczbie znajduje się Fia Haynes oraz Thorfinn Rowle.
Wszyscy zgromadzeni zaniemówili z wrażenia.
- Ten śmierciożerca?
- Niestety tak. Łuski, które jakimś cudem udało się wam sprowadzić, są bardzo cenne. Właściwie bezcenne. Powstały one w tym samym czasie, w którym powstał świat. Zostały zabrane matce wszystkich smoków. Druidzi podzielili je po sobie, ale niestety, przerażeni wieloma epidemiami wykorzystywali je bez większego sensu. Niewiele z nich się zachowało. Ostatnie łuski na ziemi leżą przed wami. Fia latami podróżowała, żeby odnaleźć swoich dalekich krewnych i zgromadzić ten skarb w jednym miejscu.
- Czy to oznacza, że moglibyśmy pomóc Remusowi? – zapytała Tonks głosem pełnym nadziei.
- Niestety, ale zniszczenie którejkolwiek z tych łusek jest kategorycznie zabronione. Każda z nich ma szczególne znaczenie. Wszystkie są przypisane do którejś rodziny druidów. W dawnych czasach można było korzystać z tych łusek do woli, bo było ich bardzo dużo. Obecnie jednak nie pozostało ani jednej łuski więcej należącej do rodu druidów. Gdybyśmy zniszczyli o tę – wskazał na łuskę z błyszczącą literką ,,H’’ na przodzie – wtedy zmarłaby cała żyjąca rodzina Fii. Wszyscy druidzi o tym nazwisku.
- Nie do końca rozumiem – westchnął George.
- Łuska jest równa jednemu rodowi. Niszczysz ostatnią łuskę, zabijasz całą rodzinę.
Tonks zdecydowanie się to nie podobało.
- To dlatego poszliśmy na tę misję. Wiedzieliście, że łuski nie mogą być zniszczone, bo Fia ciągle żyła.
- Dokładnie tak.
- A czy nie moglibyśmy zrobić eliksiru z tej łuski Rowle’a? Nie dość, że zginąłby śmierciożerca, to Remus odzyskałby normalne życie.
- A co z jego rodzicami? Dziadkami? Kuzynami? Wszyscy by zginęli, nie tylko on.
Dziewczyna oparła się o blat, rozmyślając o tym, co usłyszała.
Wybiła dziesiąta i na dół zeszli Ron i Ginny. Molly nalała każdemu soku dyniowego. Sączyli go powoli, zapominając na chwilę o rozmowie odbytej przed chwilą. Wesoło gawędzili, gdy nagle coś im przerwało. Ktoś głośno zapukał do drzwi. Artur podbiegł otworzyć i do salonu wszedł szeroko uśmiechnięty Remus. Miał na sobie swój nieco zniszczony garnitur, a jego włosy były jeszcze bardziej rozczochrane niż zwykle. Wszyscy podeszli się z nim przywitać. Tonks mocno go przytuliła. Pachniał szpitalem.
Zamienił kilka słów z Dumbledore’em, który po chwili schował sakiewkę z łuskami z pazuchę i wyszedł, machając do wszystkich.
- Wypisali mnie, bo narozrabiałem w nocy. Nie, żebym narzekał – powiedział wyraźnie zadowolony z siebie Lupin, na co wszyscy się roześmiali. Śmiali się i śmiali, jakby świat nigdy nie miał się skończyć, a ta chwila miała trwać wiecznie. W końcu uwolnili z siebie każdą złą emocję. Tonks otarła łzy śmiechu i pomyślała sobie, że właściwie życie, nawet podczas wojny, nie jest takie do bani. Może jednak zasługujemy na dobre zakończenie?

6 komentarzy:

  1. Ale namieszałaś z tymi łuskami. Niby można by pomóc Remusowi... ale NIE, bo ktoś tam zginie. To okrutne. Znając Remusa, on nigdy nie zgodziłby się na taki układ.
    Zgadzam się z tą pielęgniarką - z wilkołakami są same problemy. Ale nie powiedziałabym tego z taką odrazą. Raczej z rozbawieniem i lekkim politowaniem :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm, powiem tyle, że ani Fia, ani łuski nie powiedziały ostatniego słowa w tym opowiadaniu. :)

      Usuń
  2. Tak jak obiecałaś - dostałam odpowiedź na większość swoich pytań. W końcu wiem do czego dokładnie służą te łuski. Szkoda tylko, że nie można ich użyć do wyleczenia Remusa. Wielka szkoda. Ale mogą istnieć inne sposoby na wilkołactwo. No ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Dzięki chorobie Remus i Tonks są razem. I tu mam jedno pytanie - kiedy masz zamiar wprowadzić ich miłość?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Następny rozdział będzie bardziej skupiony na relacji Remusa i Tonks, a że staram się iść zgodnie z kanonem, to już niedługo pojawią się pewne zawirowania uczuciowe. :)

      Usuń
  3. Hej. Kiedy dodasz nowy rozdział?

    OdpowiedzUsuń