Pomimo tego, że otrzymał normalną porcję wywaru tojadowego, czuł, że coś jest nie tak – jakby wilkołaczy instynkt wciąż przejmował nad nim kontrolę. Przechodziły go dreszcze i coś dawało mu znać, jakby miał gdzieś iść, coś zrobić, po prostu być w innym miejscu.
Remus podbiegł do okna i wytężając swój umysł, starając się przyciągnąć do siebie swoje człowiecze ja, dostrzegł, że znajduje się zaledwie na pierwszym piętrze i ucieczka z tego miejsca wydała mu się nagle dziecinnie prosta.
Zawył głośno, pozbywając się na chwilę ludzkiego głosu z wewnątrz siebie i jednym draśnięciem rozerwał kraty znajdujące się w oknie; następnie z podobną łatwością wybił szybę i pobiegł w sobie tylko znanym kierunku.
*
Tonks była przerażona. Posłusznie oddała największemu wilkołakowi swoją różdżkę. To samo uczyniła reszta. Zamarła jednak, gdy coś sobie uświadomiła.
- Dzisiaj jest pełnia – szepnęła. – Powinni być zmienieni.
- Widzimy, że ktoś tu jeszcze myśli – zarechotał wilkołak stojący na czele. – Ano powinniśmy być. Panienka pozwoli – przysunął się do niej, jego twarz znajdowała się zaledwie kilka centymetrów od jej własnej. Uśmiechnął się obrzydliwie i nagle jego kły wydłużyły się, a twarz obrosło grube futro. – Tak lepiej?
- Coś tu jest nie tak – szepnął Moody. – Nie powinni móc się kontrolować, na brodę Merlina, z tego powodu poszli na wygnanie.
- A teraz zastanówmy się, co z nimi zrobimy – powiedział ten sam, który odebrał im różdżki, po czym kopnął nieprzytomną Evannę. – Wysyłamy ich do Greybacka?
- Chyba cię pogięło, Posey – warknął napakowany wilkołak. – To, że dał nam te pieprzone łuski – tutaj Tonks niemalże straciła równowagę – nie znaczy, że będziemy mu oddawać wszystko, co złapiemy.
- Ostrzegał nas, że się tu pojawią – odpowiedział zdenerwowany już Posey. – To on zastawił tę pułapkę, wszystko żeby ich złapać! Będą problemy, jeśli mu nie powiemy, ostrzegam cię, Burks.
- Rób jak chcesz – machnął ręką Burks – ja umywam od tego ręce.
- Chłopaki, udało wam się? – Szalonooki spytał półgębkiem Freda i George’a.
- Wszystko załatwione, szefie – odrzekł Fred, a Tonks zrobiła zdziwioną minę, nic nie rozumiejąc.
*
Pędził leśnymi ścieżkami, przeskakiwał potoki i pagórki. Biegł już tak przez długi czas, sam nawet nie wiedział, jak długi. Pokonywał kolejne ulice i wioski. Właściwie nie był pewien, dokąd zmierza. Wiedział jedynie, że musi się tam znaleźć tak szybko, jak tylko potrafi.
Przeskoczył kolejną rzeczkę, zatapiając ostre szpony w miękkiej ziemi. Jego umysł zachowywał się trochę jak rozstrojone radio – raz miał pełną ludzką świadomość, a po chwili kompletnie ją tracił, oddając się wilczemu instynktowi.
Księżyc ponownie wyszedł zza chmur, a Remus głośno zawył, jakby próbując dać znać swojemu stadu, że jest niedaleko.
*
- Greyback zaraz tu będzie.
Tonks zacisnęła oczy, starając się zahamować łzy. Nie była smutna, ani obolała, nic z tych rzeczy. Czuła bezradność, a żadnego uczucia nie nienawidziła tak bardzo, jak tego. Obejrzała się za siebie i zauważyła dziwną rzecz; George usiłował niepostrzeżenie wyciągnąć różdżkę z tylnej kieszeni swojego bliźniaka.
Dziewczyna przerzuciła wzrok na pojemnik, w którym złożono ich różdżki. Przeliczyła je i nie brakowało ani jednej. Zadawała sobie więc pytanie, skąd Fred mógł zdobyć swoją. Nie ośmieliła się jednak wypowiedzieć go na głos z obawy, że zostanie usłyszana.
Nagle do jej uszu dobiegł dźwięk głośnego skowytu. O dziwo, sprawiło to, że poczuła dziwne ciepło na sercu.
*
Remus zatrzymał się na skraju lasu i spojrzał na miejsce, które znajdowało się kilkanaście metrów niżej. Słyszał grube głosy i radosne okrzyki; coś jednak nie było w nich do końca ludzkiego. Zmarszczył nos i wyczuł zapach bardzo podobny do swojego własnego.
W tym samym momencie coś innego przykuło jego uwagę. Gleba, na której stał wyglądała na przekopaną.
Postanowił to sprawdzić.
Ziemia brudziła mu łapy i wchodziła pomiędzy pazury, ale nie poddawał się. Dół w ziemi stawał się głębszy i głębszy, aż w końcu na jego dnie można było dostrzec błyszczącą sakiewkę z nieznaną mu zawartością. Złapał ją w zęby z postanowieniem sprawdzenia jeji o poranku.
*
- Teraz, kiedy nie patrzą – Moody powiedział tak cicho, że Tonks ledwo to dosłyszała.
- Accio różdżki – wyszeptał Fred i wszystkie po cichu do nich przyleciały.
- Musimy stąd uciekać. Ukryli gdzieś tu łuski, ale nie znajdziemy ich z taką obstawą. – Szalonooki skinął na wilkołaki pilnujące ich – będziemy musieli tutaj wrócić, kiedy się czegoś dowiemy. Teraz musimy wydostać się z tego miejsca, jest zabezpieczone przed aportacją i deportacją, trzeba znaleźć...
- POSEY, KRETYNIE, DLACZEGO ONI MAJĄ RÓŻDŻKI? – znikąd pojawił się Greyback, także w ludzkiej postaci, i wpatrywał się w nich z rządzą mordu w oczach.
W tym samym momencie Tonks uderzyła mocno w twarz wilkołaka stojącego najbliżej niej. Pobiegła w stronę wzgórza, co też uczyniła reszta.
- Drętwota! – wrzasnął George, zobaczywszy wilkołaka próbującego uciec z omdlałym ciałem Evanny. Już po chwili znalazła się w ramionach Moody’ego.
- Petrificus totalus! – krzyknęła Tonks w stronę Greybacka, niestety zaklęcie chybiło.
- Nie damy rady! Jest ich zbyt wielu! – wydyszał Fred, ogłuszając kolejnego wilkołaka.
W tym samym momencie z pagórka zbiegł wilk; nie, chwila; wilkołak trzymający połyskującą na złoto sakiewkę w pysku. Pobiegł w stronę zdziwionego Greybacka i jednym ciosem zwalił go z nóg. To samo zrobił z jego dwoma kompanami. Zdumiona Tonks przypomniała sobie nagle, że ma uciekać i pobiegła w stronę pagórka razem z resztą.
Ledwo łapiąc powietrze, wdrapała się na górę i zobaczyła, że ich wilkołaczy wybawca także podąża w ich kierunku. Spojrzała w jego oczy; były brązowe i dziwnie znajome, ale emocje nie pozwoliły Tonks dłużej się nad tym zastanawiać. Chwyciła ramię Moody’ego i w ostatnim momencie wilkołak delikatnie położył sakiewkę w dłoni dziewczyny. Zauważyła jeszcze, jak wbiega w ciemny las i już chwilę później wszystko znikło, ponieważ z cichym pyknięciem teleportowali się do Nory.
Rozbrajanie bliźniaków zawsze niesie za sobą ryzyko, że zabierze się im nie tę różdżkę, co trzeba. Oni i te ich lipne różdżki... Aż dziw, że Tonks o nich nie wiedziała. Chłopcy raczej powinni się chwalić takimi wynalazkami.
OdpowiedzUsuńWyjaśni się, dlaczego wilkołaki się nie przemieniły? Przecież nie była to wina księżyca, skoro Remus "radośnie hasał" na czterech łapach.
Pozdrawiam
PS. Zapraszam do siebie na nowy rozdział
Tak, ta kwestia wyjaśni się w kolejnym rozdziale. :)
UsuńJuż przeczytany i skomentowany!
Pozdrawiam. :)
A kiedy będę mogła się spodziewać następnego rozdziału?
UsuńNa pewno pojawi się za mniej, niż dwa tygodnie; nie wiem niestety dokładnie kiedy, ponieważ obecnie szkoła i nauka trochę mnie zjadły.
UsuńDowiem się w końcu do czego dokładnie służą te łuski? Pomagają jakoś wilkołakom w czasie pełni? Dzięki nim mogą kontrolować swoje przemiany? Co rozdział to więcej pytań. Mam nadzieję, że w końcu dostanę na nie odpowiedź.
OdpowiedzUsuńDlatego pewnie ucieszysz się, że w kolejnym rozdziale większość tych tajemnic zostanie wyjaśniomych. :)
Usuń