czwartek, 14 stycznia 2016

3

Kochani! Ruszamy z kolejnym rozdziałem! Ja mam co do niego mieszane uczucia. Napiszcie w komentarzu, co o nim sądzicie, bo ja nie mam pojęcia. Z góry mówię, że ten rozdział to taki rozdział-przejście, a kolejny będzie o wiele ciekawszy.
*
Kolejne dni minęły dość spokojnie i Tonks mogłaby poświęcić cały swój czas na wymyślaniu sposobów na rozmowę z Remusem. Rzecz jasna, coś musiało jej w tym przeszkodzić – tym razem był to Szalonooki, który wyznaczył jej kolejną wartę w okolicach domu Harry’ego – towarzyszyć miała jej Molly Weasley. Właściwie nie denerwowała się tym zanadto, po prostu postać tej kobiety była dla niej trochę przerażająca. Prawie jak sam Moody.
Dlatego też rankiem wstała godzinę wcześniej, żeby się nie spóźnić i ubrała się schludniej niż zwykle. Założyła wyprasowaną koszulkę i płaszcz bez żadnej dziury ani plamy. Nawet zmieniła kolor włosów na brązowy, żeby był bardziej stonowany.
- Tonks, kochana! – kobieta uśmiechnęła się szeroko na jej widok, gdy pojawiła się na miejscu. - Jak minął ci tydzień?
A Tonks, nie mając przecież zbyt wiele do stracenia, opowiedziała jej o całym wilkołaczym incydencie.
- Oj, źle się stało – westchnęła cicho i pokręciła głową. – Remus bardzo to wszystko przeżywa, nie dość, że ta choroba tak się na nim odbija, to teraz jeszcze ten Syriusz…
- Co powinnam zrobić? – spytała. – Jak mogłabym to odkręcić? Nie chciałabym teraz niezręczności na zebraniach, wiesz co mam na myśli.
- Oczywiście – pani Weasley skinęła głową. – Spodziewam się go jutro na obiedzie, jeśli o tym wspomni, to spróbuję to wyprostować.
- Dziękuję – odrzekła z ulgą Tonks i pomyślała, że w sumie to jak nie ma dookoła rozszalałych dzieci, a Molly nie musi się nimi denerwować, to nawet nie jest taka przerażająca.
*
Po całym dniu warty na miejsce przybyli Mundungus i Bill, żeby je zastąpić. Poinformowali przy okazji Tonks, że Dumbledore oczekuje jej w nowej kwaterze głównej, aby przekazać jej jakieś informacje.
- Ale po co? – spytała zdziwiona.
- Sami nie wiemy.
*
- Dobry wieczór, profesorze – Tonks dostrzegła, że w sali siedzą także Szalonooki Moody, Artur Weasley i Remus Lupin.
- Witaj, Nimfadoro. Dzisiejsze spotkanie nie zostało zwołane bez powodu – powiedział powoli. – Mamy do omówienia kwestię bezpieczeństwa w Hogwarcie. Wybrałem waszą czwórkę z oczywistych przyczyn: dwójka z was to aurorzy, a wam, Remusie, Arturze, Harry bardzo ufa.
- A co ma do tego Harry? – spytała niepewnie Tonks.
- Och, bardzo dużo. Wszyscy wiemy, że Voldemort to właśnie jego pragnie dosięgnąć najbardziej – rzekł. – Poza tym, w tym roku mam wiele spraw do załatwienia, rzecz jasna, największej wagi. Dlatego też nastąpią dni, w których będę zmuszony opuścić szkołę, a wtedy Harry będzie potrzebował ochrony bardziej niż zwykle.
*
Po skończonym zebraniu Dumbledore opuścił ich i teleportował się do Hogsmeade. Wśród pozostałej czwórki zapanowała niezręczna cisza, która ostatnimi czasy była normalnością w życiu Tonks.
W końcu stała się tak męcząca, że postanowiła ją przerwać.
- Co robimy teraz?
- Nic – rozłożył ręce pan Weasley. – Chyba najwyższa pora wracać do domu.
- Szczerze mówiąc, to ja bym się napiła kremowego piwa – uśmiechnęła się delikatnie.
- Jestem za – na twarzy Remusa także pojawił się uśmiech. – Ktoś jeszcze?
*
I tak, kilka godzin później Tonks, Remus, Moody i Artur siedzieli przy niewielkim stoliku w Dziurawym Kotle. Tonks cieszyła się, że cała ta sytuacja tak się skończyła. Jednak pomimo wesołej atmosfery męczyły ją myśli o Hogwarcie i Harrym, nie rozumiała tego wszystkiego, chociaż bardzo się starała.
Zamyśliła się i nie zauważyła, że kremowe piwo, które trzymała w ręce niebezpiecznie się przechyliło i już chwilę później jej pięknie wyprasowana koszulka i niezaplamiony płaszcz zostały ochlapane słodkim napojem.
- Na brodę Merlina! – zdenerwowana na samą siebie zaczęła wycierać ubrania serwetkami, nie zwracając uwagi na to, że jej towarzysze zanoszą się śmiechem (chociaż ciężko było powiedzieć, co było powodem ich dobrego humoru: niezdarność Tonks - czy kolejne kieliszki Ognistej Whisky).
Chłoszczyść! – powiedział Remus, wciąż się śmiejąc.
- Taa, dzięki – mruknęła niezbyt zadowolona.
- Musisz bardziej uważać – poklepał ją niezręcznie po ramieniu. - W ,,Czarodzieju Watsonie'' Jeff też się oblał swoim piciem, ale tam okazało się, że to była trucizna, którą podłożył Watson.
- Czekaj - zamyśliła się. - Przecież to Marlene podłożyła tę truciznę.
- Nie - pokręcił głową. - Nigdy nie wytłumaczyli tej sprawy do końca, ale moim zdaniem wszystko wskazuje na to, że to Watson podłożył tę truciznę.
- O czym ty mówisz? - westchnęła. - Watson to jego przyjaciel, nie mógłby go otruć.
- Ale wtedy podejrzewał go o kradzież różdżek z sejfu mistrza, miał motyw - odrzekł zrezygnowany.
- Przecież sama Johanna potwierdziła, że to Marlene go otruła!
- To była metafora - klasnął w dłonie. - Me-ta-fo-ra! - i nagle niespodziewanie wybuchnął śmiechem.
Tonks uśmiechnęła się pod nosem, dochodząc do wniosku, że ta sytuacja rzeczywiście jest dość zabawna: myślała przez kilka dni o tym, jak będzie wyglądać jej konfrontacja z Remusem (a zwykle jak palnie coś głupiego, to później jest po prostu okropnie niezręcznie), a tymczasem problem zniknął, chociaż nawet nie starała się go rozwiązać.
*
Gdy wszyscy już ledwo trzymali się na nogach (oprócz Tonks, która nie piła, bo nie przepadała za smakiem alkoholu), wspólnie postanowili, że najrozsądniej będzie wynająć czteroosobowy pokój w Dziurawym Kotle, bo (zwłaszcza w przypadku pana Weasleya) w takim stanie lepiej było nie wracać do domu.
W końcu nieumyci i nieprzebrani położyli się do łóżek. Pijana trójka zasnęła niemalże od razu, ale Tonks nie mogła usnąć, myśląc o wszystkim, co wydarzyło się tego dnia.
Próbowała sobie uzmysłowić, jak ciężko Remusowi musiało być; słowa Molly dały jej do myślenia. Nic jednak nie przychodziło jej do głowy – dlatego też postanowiła po prostu go zapytać – ale dopiero jutro, pomyślała i pogrążyła się we śnie.

1 komentarz:

  1. Oj biedna Tonks. Ciężko być jedyną trzeźwą w gronie pijących. Wiem to z doświadczenia, bo sama nie przepadam za alkoholem, czemu dziwi się cała moja rodzina.
    Z niecierpliwością czekam aż opowiadanie zacznie się rozwijać. Nich oni wreszcie ze sobą porozmawiają.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń